instytutsprawobywatelskich.pl
Weronika Mańczak
Zdrowie psychiczne na Instagramie. Czy mamy się czego obawiać?
Media społecznościowe mają to do siebie, że wywołują w ludziach skrajne emocje. Jednego dnia zachwycamy się niesamowitymi możliwościami, jakie daje ta forma komunikacji, a innego przeklinamy ją za łatwość, z jaką zabiera nam czas i spokój. Ten ambiwalentny stosunek odczuwam również wobec pojawiających się ostatnio w internetowej przestrzeni treści psychoedukacyjnych. Obecność tego typu postów – popularnych zwłaszcza na Instagramie – cieszy i niepokoi mnie jednocześnie.
Od pewnego czasu w mediach społecznościowych można zaobserwować dużą popularność profili, które biorą sobie za cel dbanie o nasz dobrostan psychiczny. Mam tu na myśli profile udostępniające treści z zakresu szeroko pojętej psychoedukacji. Można tu wymienić Anię Cykllińską i współprowadzoną przez nią fundacja Można zwariować, czy takie konta jak Itt matters, Hania Es, Segritta, Obrazkoterapia. Profile te zajmują się m.in. normalizacją zaburzeń psychicznych, czyli pokazywaniem, że mogą one dotknąć każdego i nie są powodem do wstydu. Walczą ze stygmatyzacją osób zmagających się z depresją czy innymi problemami. Przekazują podstawową wiedzę psychologiczną, a także ogólne treści z zakresu samoakceptacji, budowania zdrowych relacji czy samoakceptacji.
Instagram vs. reality
Wyglądając przez swoje instagramowe okno na świat widzę wiele podobnych blogów i cieszy mnie przełamywanie tabu w tak ważnych kwestiach jak zdrowie psychiczne.
Nie można zaprzeczyć, że media społecznościowe, mimo swojego nie do końca pozytywnego wizerunku, są często skarbnicą darmowej i wartościowej wiedzy. Instagram bez wątpienia stał się miejscem rozwoju kultury terapeutycznej.
To tu m.in. rozwinął się taki ruch jak ciałopozytywność (body positivity). Powstały na przykład konta demaskujące triki stosowane przez modelki, które chcą wpisać się w obowiązujące kanony piękna. Niektórzy influencerzy wyszli naprzeciw instagramowemu trendowi pokazywania wyidealizowanego życia i zamiast publikować wyretuszowane zdjęcia z wakacji, zdecydowali się na pokazywanie swojej nieidealnej codzienności, pisząc przy okazji o akceptacji siebie. Uważam to za pozytywną zmianę i wierzę, że obecność tego typu treści w internecie pełni ważną rolę w zwiększaniu świadomości na temat szkodliwego wpływu mediów społecznościowych na nasze zdrowie psychiczne.
Niesprawdzone źródła
Klarowne i estetyczne grafiki opatrzone są zazwyczaj jednym zdaniem lub krótkim tekstem. Przyciągają wzrok, dają szybkie rady i odpowiedzi na ważne pytania. Psychoedukacyjne konta prowadzone są przez psychologów, psychoterapeutów, coachów oraz przez – mówiąc ogólnie – influencerów. Niektórzy budują swój wizerunek w internecie jako profesjonalni psychoterapeuci i tworzą treści pod swoim imieniem i nazwiskiem, ale wiele jest też anonimowych blogów. Po przyjrzeniu się informacji w „bio” (czyli instagramowym biogramie, w którym twórca zamieszcza podstawowe informacje o sobie), może okazać się, że nie znajdziemy tam nawet słowa „psycholog”, a jedynie np. „życiowe przemyślenia”.
W internecie każdy może dzielić się swoimi refleksjami i spojrzeniem na świat, a problem w oddzielaniu naukowej wiedzy od prywatnych teorii tkwi też w tym, że zawód psychoterapeuty nie jest w Polsce regulowany prawnie. Każdy może więc nazwać się w ten sposób. Nie tak łatwo jest odróżnić posty tworzone przez specjalistów od treści pochodzących od samozwańczych terapeutów.
Scrollując Instagrama, zazwyczaj nie podejmujemy wysiłku sprawdzenia źródła.
Instagramowa diagnoza
Jednym z niebezpieczeństw, które nasuwa mi się na myśl jako pierwsze jest fakt, że edukowanie na temat zdrowia psychicznego w ten sposób sprzyja samodiagnozowaniu. W internecie można znaleźć wiele opisów poszczególnych zaburzeń oraz pytań, które mają pomóc zdiagnozować u siebie dane zaburzenie. Zaletą takiej sytuacji jest oczywiście zwiększanie świadomości społecznej oraz szans na zauważenie problemu u siebie lub bliskich. Dzięki temu na pewno niejeden nastolatek zainteresował się swoim zdrowiem psychicznym i niejeden dorosły po wielu latach w końcu zwrócił się o pomoc. Ryzykowne jest natomiast poleganie na postawionej sobie samemu diagnozie. Po pierwsze, nigdy nie jesteśmy w stosunku do siebie obiektywni, a po drugie, problem jest prawdopodobnie bardziej skomplikowany niż nam się wydaje. Wiele zaburzeń ma podobne objawy i nie jest łatwo od razu znaleźć ich przyczynę. Jeśli opieramy się na wiedzy z Instagrama, to nasza diagnoza zależy w dużej mierze od tego, jaki post wyświetlił się akurat w naszych aktualnościach i czy był on dla nas wystarczająco atrakcyjny i przekonujący.
Katarzyna Kucewicz, psycholożka i psychoterapeutka, w rozmowie dla NaTemat.pl mówi: „Żeby zdiagnozować u pacjenta dane zaburzenie czy jego strukturę osobowości, trzeba mu się dokładnie przyjrzeć – przeprowadzić z nim pogłębiony wywiad, zrobić testy psychologiczne, czasami skonsultować się z innym specjalistą np. psychiatrą czy seksuologiem i dopiero wtedy postawić właściwą diagnozę.” W wywiadzie zwraca uwagę też na to, czym instagramowa psychoedukacja różni się od prawdziwej terapii: „ (…) profesjonalne wsparcie to nie udzielenie rady jak żyć w 5 punktach tylko rozmowa, wspólne eksplorowanie tematu, żmudna praca nad zmianą przekonań. Instagram moim zdaniem lukruje psychoterapię i pracę nad sobą.”
Toksyczna miłość do samego siebie
Krótkie hasła, którym często towarzyszą minimalistyczne grafiki są tworzone w konwencji złotych myśli – mają zapadać w pamięć i skłaniać do refleksji. Częstym tematem blogów z treściami psychoedukacyjnymi jest dbanie o swoje granice, kończenie toksycznych relacji, uwolnienie się od oczekiwań innych. „Naucz się kochać odgłos swoich kroków, gdy odchodzisz od tego, co ci nie służy”, „Gdy zdasz sobie sprawę ze swojej wartości, przestaniesz dawać ludziom zniżki”, „Związek, który stworzysz, nie ma być kopią twojej relacji z wiecznie niezadowoloną matką lub stale nieobecnym ojcem”. To przykłady haseł z instagramowych postów. I chociaż zdania te mogą być prawdziwe, trudno mi jest oprzeć się wrażeniu, że skłaniają do interpretowania świata w bardzo uproszczony sposób.
Ich przesłanie skupia się wokół dosyć egoistycznej wizji miłości do siebie. Miłości, która polega na odrzucaniu wszystkiego, co nam szkodzi.
Problem w tym, że sami oceniamy, co nam szkodzi, a co nie, bo nie ma tu osoby z zewnątrz w postaci psychoterapeuty, który spojrzałby na nasze decyzje z dystansu. Nadmiar postów z takim przesłaniem budzi we mnie opór, bo chociaż miłość do siebie uważam za podstawę zdrowej relacji ze sobą i innymi, to niepokoi mnie idący za tym przekazem podział ludzi na dobrych i złych. Bo kim są ci wszyscy toksyczni partnerzy, narzekające matki i nielojalni przyjaciele? Z treści blogów wyłaniają się oni prawie jak inna kategoria ludzi, od których z zasady należy trzymać się z daleka. W rzeczywistości to jednak najprawdopodobniej nasza najbliższa rodzina, a może nawet znajomi, którzy czytają te same posty.
Szukanie zrozumienia w internecie
Karmienie się dużą ilością takich treści może w moim odczuciu prowadzić do alienacji od bliskich i pogłębiać podziały między ludźmi. Influencerzy budują przyjazne przestrzenie w internecie, które odpowiadają na naturalną oraz bardzo ludzką potrzebę bycia akceptowanym i zauważonym. Sama też nieraz znajdowałam w nich schronienie, gdy szukałam zrozumienia dla swoich problemów. Nie każdy jednak będzie chciał wypłynąć z tej empatycznej przystani na wody realnego świata, zwłaszcza jeśli będzie mu się on jawił jako miejsce pełne czyhających zagrożeń oraz straumatyzowanych ludzi. Wiedza psychologiczna podawana w ten wybiórczy sposób ogranicza pole widzenia i skłania do postrzegania swoich problemów jako najważniejszych. Rozpowszechnione w języku internetowej kultury terapeutycznej określenia typu „toksyczny” czy sformułowanie „czerwone flagi” (znaki ostrzegawcze w relacjach romantycznych) buduje nieufność wobec innych ludzi i przypomina, że inni mogą nas zranić.
A przecież relacje to jeden z najważniejszych elementów zdrowia psychicznego. Można by tu przywołać wiele badań na ten temat. Przychodzi mi na myśl badanie zaprezentowane kilka lat temu przez Roberta Waldingera na wykładzie dla TED-a. Naukowcy z Harvard University przez 75 lat obserwowali grupę wybranych osób i udowodnili, że dobre relacje z przyjaciółmi, rodziną czy inną społecznością czynią nas szczęśliwszymi i zdrowszymi ludźmi – zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Osoby, które w wieku 50 lat miały najbardziej satysfakcjonujące relacje z bliskimi, były najzdrowsze w wieku 80 lat.
Działanie algorytmów
Specyfika Instagrama opiera się też na algorytmach, które podsuwają nam treści na podstawie tego, w co klikamy. Nie trzeba chyba tłumaczyć, jak łatwo jest się w tym zagubić i chociaż większość z nas zdaje sobie sprawę z mechanizmów działania mediów społecznościowych, wszyscy im ulegamy. Jeśli czujne oko algorytmu określi kogoś jako osobę zainteresowaną budowaniem poczucia własnej wartości, będzie wysyłać jej coraz więcej postów z takim przesłaniem. Jeśli polubimy post kogoś, kto dzieli się w internecie swoimi „życiowymi przemyśleniami”, nawet nie zauważymy, kiedy profile podobnych osób na dobre zagoszczą wśród proponowanych postów.
Sama, przygotowując się do pisania tego artykułu, szukałam takich profili, przechodząc od jednych do drugich i korzystając ze sprzyjających w tym wypadku algorytmów. Przeglądałam posty z poradami na temat dbania o siebie i swoją głowę, przez co mój Instagram jest teraz przekonany, że musi pomóc mi w poradzeniu sobie z kompleksami i przypominać, że jestem warta więcej niż nieudana relacja z byłym partnerem. Doceniam tę troskę, ale tym razem mam ochotę podziękować.
Myślenie krytyczne zamiast skrótów myślowych
Na koniec warto by zaproponować jakąś postawę, którą można przyjąć wobec opisanych tu problemów.
Nie mam gotowych rad, co zrobić, aby obcowanie z kulturą terapeutyczną przynosiło nam więcej korzyści niż szkody. Sądzę, że najważniejsze jak zwykle jest krytyczne myślenie.
Zachowywanie ostrożności oraz świadomość, że nie wszystko, co przeczytamy w internecie odnosi się do nas. Natrafiając na jakąś radę w mediach społecznościowych, warto zastanowić się, co o niej myślimy i jakie wywołuje w nas emocje. Czy miałaby zastosowanie w którymś aspekcie naszego życia? A jeśli się z nią nie zgadzamy, to dlaczego?