Za gruba, za chudy, za ruda

kulczykfoundation.org.pl

Izabela O’Sullivan

ZA GRUBA, ZA CHUDY, ZA RUDA

Nauczycielka powiedziała, że w życiu trzeba być zdrowym egoistą i siebie kochać. Bo jeśli nie kochasz siebie, to jak możesz kochać innych? To był dla mnie pierwszy krok do samoakceptacji. Drugim była dziewczyna.

Nikola, 15 lat: – Zaczęło się w klasach 1-3. Mówili: ruda, wiewióra, Rudolf. Najbardziej zabolało, jak kolega stwierdził, że rude to fałszywe. Usłyszał od babci.

Tomek, 24 lata: – Przy wzroście 1,90 m ważyłem 63 kilo. Jak w gimnazjum urosłem w rok 20 centymetrów, to czułem, że to dziwne, ale nie patrzyłem na siebie i nie myślałem: „Jestem gównem”. Gdy inni zaczęli tak mówić, w ten sposób się czułem.

Sonia, 16 lat: – Powody zaczepek się zmieniały. W piątej klasie kolega śmiał się z mojego drugiego podbródka, którego dostałam, jak brałam encorton na astmę. W szóstej klasie docinał mi z powodu trądziku. W siódmej zmieniłam szkołę, ale tam znalazł się inny prześladowca. Dokuczał mi ze względu na duże piersi.

Ania, 23 lata: – Wyjechałam na 10 miesięcy. Po powrocie, zamiast „stęskniliśmy się za tobą”, usłyszałam od najbliższych: „Jak ty wyglądasz?”.

Nikola, Tomek, Sonia i Ania – wszyscy mieli lub wciąż mają problemy z akceptacją własnego wyglądu. I nie są w tym odosobnieni. Co druga piętnastolatka i co trzeci piętnastolatek w Polsce uważają, że są za grubi – wynika z raportu „Spotlight on adolescent health and well-being” (Światło na zdrowie i dobrobyt młodzieży) Światowej Organizacji Zdrowia. Badanie przeprowadziła sieć badawcza HBSC (Health Behaviour in School-Age Children) wśród ponad 220 tysięcy osób w wieku 11, 13 i 15 lat z 45 krajów. Polska młodzież ma najgorszy wynik w Europie, jeśli chodzi o krytyczne nastawienie do swojego wyglądu.

Postanowiły coś z tym zrobić dwie młode teatrolożki Natalia Królak i Marysia Pyrek, które razem z psycholożką Aleksandrą Musielak stworzyły kampanię Spójrz na Siebie – ciałopozytywną akcję angażująca młodzież.

Jej trzy słowa klucze to: emancypacja, normalizacja i akceptacja. Natalia rozwija: – Emancypacja, czyli praca z młodymi ludźmi nad uwalnianiem się ze szkodliwych schematów i nauka czucia się dobrze z samym sobą. Poprzez normalizację rozumiemy szerzenie wiedzy o tym, co dzieje się z naszym ciałem w zależności od stanu zdrowia, etapów życia i innych uwarunkowań. To też nauka szacunku wobec niego. A akceptacja oznacza patrzenie na siebie z miłością i czułością, nawet gdy otoczenie wysyła nam inne sygnały.

Ola: – Bezpośrednim impulsem do kampanii był dla mnie dzień, w którym do gabinetu przyszła inteligentna, świetnie się ucząca piękna dziewczyna. Siada i mówi, że jest do niczego, że nigdy sobie nie znajdzie chłopaka, że fatalnie wygląda. Widać było, że to ją zjada od środka.

Najpierw założyły profile w mediach społecznościowych. Poruszają na nich różne zagadnienia związane z postrzeganiem własnego wyglądu i z zaburzeniami odżywiania, przekonują, że warto słuchać swoich potrzeb i pragnień, a nie spełniać oczekiwania innych, podpowiadają, gdzie szukać fachowej pomocy.

Wymyśliły też, że zrobią ciałopozytywne piątki. Co tydzień za darmo prowadzą prelekcje dla uczniów klas 7-8 i szkół średnich. Najpierw w Gdańsku, bo głównie tam działają, ale okazało się, że zapotrzebowanie jest wszędzie. Paradoksalnie pomogła pandemia, bo online docierają do nastolatków w całej Polsce. Jednego dnia mają po kilka prelekcji, więc taki ciałopozytywny piątek to zwykle spotkanie łącznie z ponad setką nastolatków. Zgłaszają się szkoły z dużych i małych miast.

Na slajdzie pokazują sześć postaci – dziewczyn i chłopaków o różnych typach sylwetek. – Młodzież ma wybrać jedną i powiedzieć, jakie ta osoba może mieć myśli na swój temat – opowiada Marysia. – Na zdjęciach jest Angelika. Trenowała wyczynowo sport, a potem doświadczyła zaburzeń odżywiania i nie akceptowała swojego ciała. Młodzież zwykle opisuje ją w samych superlatywach, zupełnie inaczej niż ona postrzegała siebie. To punkt wyjścia do mówienia o tym, jakie czynniki wpływają na to, co myślimy o własnym wyglądzie.

– Ale też o tym, jak różnie mogą nas postrzegać inni i że choćby ze względu na to próby dopasowywania się do ich oczekiwań nie mają sensu – dodaje Ola. – Angelika w środowisku sportowym była widziana jako ta grubsza, niepasująca do standardów. W szkole – jako ładna i zgrabna. A w rodzinie zdania były podzielone. Gdy przybrała na wadze, babcia stwierdziła, że w końcu wygląda normalnie, a siostra spytała: „Co ci się stało?”.

Takich historii autorki kampanii mają w zanadrzu więcej, bo po każdych zajęciach ktoś do nich pisze, by podzielić się przeżyciami. Wiele osób chce opowiedzieć je potem publicznie, by pomóc innym. – Te historie pokazują, że problem z brakiem akceptacji wyglądu dotyczy często osób, po których byśmy się tego nie spodziewali – mówi Ola.

24-letni Tomek w gimnazjum przy wzroście 190 cm ważył 63 kilo. Uwagi na ogół padały w formie niby-żartów i nie wiązały się z brakiem sympatii. Czuł się lubiany, nie był wykluczany z grupy. Najbardziej bolało, gdy mówiły dziewczyny: „Masz nogę jak moja ręka” albo „Jadłeś dzisiaj śniadanie?”. Śmiał się wtedy, że nie miał nic w ustach od tygodnia. W szkole jadł obiad, a w domu – jeszcze dwa. Zdarzało mu się też jedzenie kompulsywne, które kończyło się bólem brzucha i problemami jelitowymi. Często nosił też dwie pary dżinsów. Raz, kiedy przebierał się na wuef, zobaczyli to koledzy i nie zostawili na nim suchej nitki.

Na 15-letnią Nikolę ze Swarzędza już w klasach 1-3 wołali: ruda, wiewióra, Rudolf. – Najbardziej zabolało, jak kolega stwierdził, że rude to fałszywe. Usłyszał to od babci – opowiada. Był czas, że z powodu zaczepek nie chciała chodzić do szkoły, a rodziców pytała, dlaczego tylko ona w rodzinie ma taki kolor włosów.

16-letnia Sonia jako dziecko chorowała na astmę i musiała zażywać encorton. Rówieśnicy dokuczali jej wtedy z powodu drugiego podbródka. Po odstawieniu leku zniknął, ale ona nadal go widzi. W piątej klasie od kolegi z klasy słyszała: „Idzie pryszczata gęba”. Poszła z babcią do dermatologa. W siódmej przeniosła się do nowej szkoły. Miała nadzieję na spokój, ale tam z kolei znalazł się chłopak, który wyśmiewał jej piersi. Zaczęła nosić obszerne bluzy, często męskie, o dwa albo trzy rozmiary za duże.

Patrzenie na zawartość talerza, mierzenie, ważenie, kąśliwe komentarze. Dla Ani, która trenowała gimnastykę artystyczną, przez 12 lat to była codzienność. Nie miała problemu z utrzymaniem wagi, więc presja trochę mniej ją dotykała. Gdy w wieku 18 lat skończyła z tym sportem, nieznacznie przybrała na wadze, ale nie poświęciła temu większej uwagi. Wszystko zmieniło się po wyjeździe na wymianę studencką. Gdy po 10 miesiącach wróciła z Erasmusa o ponad pięć kilo cięższa, zamiast: „Tęskniliśmy za tobą”, usłyszała od najbliższych: „Jak ty wyglądasz?!”. – Od tego momentu zaczęłam czuć się ze sobą źle – wyznaje. – Negatywne komentarze słyszałam non stop, a jak była cisza, to dopowiadałam je sobie w głowie.

Ola mówi, że podobne opowieści pojawiają się na każdej prelekcji. Tata jednej z dziewczynek non stop powtarzał jej przy obiedzie, żeby tyle nie jadła, albo stwierdzał, że powinna pojeździć na rowerze. W innym przypadku córka zażywająca leki na depresję usłyszała od matki, żeby je odstawiła, bo tyje. – Temat przemocy słownej wśród rówieśników to coś, czego jesteśmy świadomi, tymczasem zawstydzające i poniżające komunikaty od rodziców albo innych dorosłych w rodzinie są równie częste. I jak się okazuje, na naszą relację z własnym ciałem zdają się wpływać najsilniej – podkreśla Ola i podaje przykład dziewczyny, która opowiadała, że jej też w szkole dokuczali rówieśnicy, ale nie czuła się tym mocno dotknięta. Bo rodzice wychowali ją tak, że własne poczucie wartości budowała nie na wyglądzie, ale na tym, jakie ma talenty, co potrafi, co osiągnęła.

Jadwiga, mama Nikoli: – Na początku czułam się bezsilna, ale szybko wzięliśmy z mężem sprawy w swoje ręce. Zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby Nikola nie miała niskiej samooceny i polubiła swoje włosy. Powtarzaliśmy jej, że jest piękna i wyjątkowa, ale to nie wystarczało. W drugiej klasie podstawówki zapisaliśmy ją do agencji reklamowej i szybko przyszła informacja zwrotna.

– Gdy chodziłem do gimnazjum, miałem wrażenie, że wszystkie kampanie są adresowane do osób z nadwagą. Czułem się zupełnie sam – stwierdza Tomek. – Kilka razy rozmawiałem z mamą o tym, co dzieje się w szkole, ale szybko zrezygnowałem, bo widziałem, że opowiadając, sprawiam jej przykrość.

Z rodzicami jest też inny problem. – Wielu trudno zrozumieć, że robią źle, bo przecież mają dobre intencje – stwierdza Natalia, a Ola dodaje: – Jeśli mama mówi nastolatce: „Ogranicz trochę jedzenie, bo ci się przytyło”, to stoi za tym troska, by uchronić córkę na przykład przed komentarzami ze strony rówieśników. Ale nie zdaje sobie sprawy, że właśnie z jej ust taki negatywny przekaz ma o wiele większą moc.

Kłopot z uznaniem słów za raniące mają też nauczyciele. – Kiedy dziewczynki skarżą się, że dokuczają im koledzy, często słyszą od nauczycieli: „To takie końskie zaloty” albo „Kto się czubi, ten się lubi” – opowiada Ola.

Marysia: – Nasze prelekcje mają otwierać temat do dyskusji w szkołach. Nauczyciele i wychowawcy powinni przyjmować na siebie odpowiedzialność za to, jakie relacje panują w klasie, i budować w nich wspierającą grupę, a nie odwracać się.

Takie doświadczenia ma Sonia. – Nauczyciele słyszeli docinki i nie reagowali. Chyba nie wiedzieli, co zrobić – mówi i dodaje, że młodzież woli wyżalić się przyjaciółce niż dorosłym. – Nauczyciele olewają sprawę, a prześladowcy i tak nie odpuszczą.

W Polsce duże wsparcie ze strony nauczycieli odczuwa 21 procent dziewcząt i 31 procent chłopców (w grupie piętnastolatków) – wynika z badania HBSC. To znowu najgorszy wynik w Europie.

Tomek przez całe gimnazjum grał w siatkówkę. Po jednym z przegranych meczów kolega stwierdził, że to przez niego, bo jest taki chudy i mało mobilny. I wtedy zawtórował wuefista. – Powiedział, że może kiedyś przytyję, bo na razie mam same żyły i kości, jak Wlazły – opowiada Tomek. – To chyba miał być komplement, ale mocno podważył moją samoocenę.

Natalia uważa, że ci, którzy ranią, często nie zdają sobie sprawy z wagi swoich słów. – Dlatego dużo uwagi podczas prelekcji poświęcamy słownictwu. To, w jaki sposób o sobie mówimy, określa, jak siebie postrzegamy. Jednym z celów kampanii jest przerwanie błędnego koła. – Dzisiejsza młodzież, mająca negatywną relację z ciałem, też będzie kiedyś miała dzieci. Dla nas ważne jest to, by nie kontynuowała tego przekazu, który sama dostawała.

Ania zaczęła liczyć kalorie i czytać o zdrowym odżywianiu. Jednocześnie miała epizody kompulsywnego objadania się. – Ciągle patrzyłam w lustro, przeglądałam się w sklepowych witrynach. Zaczęłam unikać spotkań z rodziną i przyjaciółmi, a jak zdarzało się wyjście do restauracji, to byłam zła, że tyle jem. Potem wracałam do domu i znowu jadłam, żeby zajeść poczucie winy. Chciałam schudnąć, a tyłam.

Ola: – Młodzi ludzie cały czas walczą o to, by zaakceptowali ich inni. W ogóle nie mają poczucia, że osobą, której najbardziej powinni się podobać, są oni sami. Kiedy jesteśmy w długotrwałej złej relacji z własnym ciałem, jedną z konsekwencji może być depresja. A depresja to dzisiaj najczęstszy powód wizyt rodziców z dziećmi u psychologa.

Wiek 13-15 lat to naturalna faza, w której skupiamy się na swoim wyglądzie. Brak jego akceptacji odsłania inne problemy: złe relacje z rodzicami, przekazy, jakie płyną w domu, brak oparcia w dorosłych.

– Podczas prelekcji, ale też w mediach społecznościowych, mówimy dużo o tym, że podjęcie terapii to normalna sprawa. Młodzież ma znikomą wiedzę na temat telefonów zaufania, sięganie po taką pomoc jest też – zwłaszcza w mniejszych miastach – nadal stygmatyzowane – zauważa Marysia. Po każdych warsztatach w szkołach dziewczyny dostają mnóstwo zapytań: gdzie szukać bezpłatnej pomocy psychologicznej, czy jest anonimowa, czy można z niej skorzystać bez wiedzy rodzica. – Na bieżąco odpowiadamy, podajemy numery telefonów zaufania, opublikowałyśmy je też na Facebooku i Instagramie. Ale nawet gdy młodzież odważy się sięgnąć po fachową pomoc, nie zawsze ją dostaje, bo linie są przepełnione. – Ostatnio uruchomiłyśmy więc darmową pomoc psychologiczną online. Można się zgłosić do Oli.

Autorki kampanii wierzą w naturalnie tworzącą się grupę wsparcia. – Kładziemy duży nacisk na to, żeby stworzyć platformę wypowiedzi dla nastolatków. Zachęcamy, by pisali, przekazywali nam swoje historie. Może przeczyta je ktoś, kto przeżywa coś podobnego. A może któryś rodzic – mówi Ola.

– Dodatkowo łączymy nastolatków z różnych miejscowości. Widzimy, że brakuje im rówieśniczych znajomości, opartych na szacunku i zrozumieniu, przestrzeni, gdzie mogliby się poznać i pogadać. Osoby, które mają podobne doświadczenia, lepiej się rozumieją, szybciej się przed sobą otwierają, często zaprzyjaźniają – opowiada Marysia.

Tomek opowiada, że gdy poszedł do liceum, docinki się skończyły. Skupił się wtedy na wspieraniu koleżanek, bo miały problemy z bulimią i anoreksją. – Niektóre lądowały na oddziale psychiatrii dziecięcej.

Jako klasa humanistyczna mieli dodatkowe zajęcia etyki z polonistką. – Przerabialiśmy mnóstwo tematów, których ludzie nie poruszali z rodzicami. Przede wszystkim mogliśmy zacząć mówić i nie czuć się oceniani – opowiada Tomek. – Nauczycielka któregoś razu powiedziała, że w życiu trzeba być zdrowym egoistą i siebie kochać. Bo jeśli nie kochasz siebie, to jak możesz kochać innych? I to był dla mnie pierwszy krok do samoakceptacji. Drugim była dziewczyna. W liceum zacząłem spotykać się z Adą, z którą jestem do dziś. Podobał jej się mój wygląd i cały czas utwierdzała mnie w tym przekonaniu.

Kiedy Ania zorientowała się, że temat wagi i wyglądu zamienia się w obsesję, że przeszkadza jej w studiach i relacjach z ludźmi, postanowiła wyjść z błędnego koła. Zdecydowała się na spotkania z psychodietetyczką. Podczas nich doszły do wniosku, że jedyne chwile, kiedy czuje się dobrze ze sobą, są podczas wyjazdów ze znajomymi. Tam nie ma luster, liczy się tu i teraz, odpada stres. I przede wszystkim – nikt nie zwraca uwagi na to, co Ania je. Dostała zadanie: przenieść swoje nastawienie z wyjazdów na codzienność.

Nikola pojawiła się w gazetce Lidla, wystąpiła w reklamie telewizyjnej Dr. Oetkera. Dzięki temu nabrała większej pewności siebie. – Zaczęłam bardziej tolerować przezwiska, ale wolałam, jak mówili ruda niż wiewióra albo Rudolf. Ostatnio jest zdecydowanie mniej docinków, znajomi już chyba trochę z tego wyrośli. Kiedyś nie potrafiłam reagować na zaczepki, zamykałam się w sobie. Dzisiaj pewnie bym się odezwała. – Przyznaje, że czasami ma jeszcze momenty, w których chciałaby – jak jej koleżanki – rozjaśnić włosy.

Sonia: – Miałam kilka przepłakanych nocy z powodu tego, co mówili koledzy. Próbowałam wymigać się od ćwiczenia na wuefie i specjalnie zalewałam stroje wodą albo innym napojem. Bywało, że nie chciało mi się wstać z łóżka i iść do szkoły. Ale warto się podnieść – mówi i podkreśla, że przez cały czas wspierały ją babcia i kuzynka. Dzisiaj jest w pierwszej klasie liceum i ma względny spokój.

Autorki kampanii „Spójrz na siebie” nie spodziewały się takiego tempa i rozmachu. – Staramy się zamieszczać minimum trzy posty tygodniowo, co najmniej raz w miesiącu robić live’y i co piątek – prelekcje w szkołach. Do tego indywidualny kontakt z młodzieżą, która do nas pisze, i doraźna pomoc. Czasami trudno to wszystko ogarnąć – stwierdza Marysia.

Na razie udało im się pozyskać pieniądze z Funduszu Inicjowania Rozwoju na organizację warsztatów artystyczno-psychologicznych w wakacje. – Wierzymy, że ze swoim ciałem łatwiej zaprzyjaźniać się poprzez ruch, taniec i teatr. Widzimy wtedy, co ono nam daje i co potrafi – wyjaśnia Natalia. – Poza grupowymi zajęciami będzie też możliwość indywidualnych spotkań z psycholożką.

Ania przyznaje, że nadal zastanawia się, jak widzą ją inni. I wie, że jej ciało jest poddane bezustannej ocenie, w dużej mierze ze względu na zawód. Jest tancerką. Od niedawna jest też w związku i kiedy słyszy od chłopaka komplementy, trudno jej je przyjąć jako szczere. – Zawsze będę patrzyła na to, jak wyglądam. Zbyt długo był to tak istotny element mojego życia.

Sonia twierdzi, że teraz akceptuje swój wygląd. – Może przeszkadza mi odrobinę podbródek, ale taki mam i tego nie zmienię.

Kiedy o swoich doświadczeniach opowiadała Nikola, w klasie zrobiła się cisza. – Nie każdy zdaje sobie sprawę, że takie dogryzanie może doprowadzić do tragedii – podkreśla.

Tomek: – Dziś, kiedy patrzę w lustro, myślę sobie, że stoi fajny chłopak, który ma wszystkie kończyny, który może realizować swoje pasje i marzenia. I który dalej jest szczupły, ale zdrowy.

SPÓJRZ NA SIEBIE – tę nazwę wymyśliła Natalia. – To taki komunikat, który ma w sobie dużą przemoc, a mógłby nie mieć. Spójrz na siebie, zobacz, jakim wspaniałym jesteś człowiekiem!

Skip to content