polityka.pl
Paweł Walewski
PÓŹNE POWIKŁANIA NAWET PO LEKKIM COVIDZIE. STRACH SIĘ BAĆ
Największą jak dotąd spuścizną po pandemii, obok 15 mln zgonów, jest tzw. long covid. Czyli konstelacja najróżniejszych objawów, na które skarżą się pacjenci długo po przebyciu infekcji. A co najciekawsze, mogli nawet o niej nie wiedzieć!
W Polsce jest ponad 6 mln ozdrowieńców, którzy zostali zakażeni koronawirusem i przechorowali covid. Według Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji na ciężki przebieg choroby narażonych było ok. 19 proc. z nich. Ale pomyli się ten, kto wyciągnie z tego wniosek, że przytłaczająca większość – 81 proc. – która w ciągu dwóch lat zetknęła się z SARS-CoV-2, nie może mieć teraz żadnych powikłań, bo przechorowała zakażenie lekko, bez kaszlu lub nawet wysokiej gorączki.
Wnioski badaczy tzw. długiego covidu, czyli złożonej konstelacji dolegliwości oraz rozmaitych zaburzeń w funkcjonowaniu zmysłów i narządów wewnętrznych, które mogą trwać miesiącami, rzucają zupełnie nowy snop światła na te problemy. Dostarczają dowodów, że pacjenci z łagodnymi lub umiarkowanymi objawami infekcji mogą dużo później odczuwać inne problemy ze swoim zdrowiem. Każe to zupełnie inaczej spojrzeć na te przypadki, niż czyniono to do tej pory, wychodząc z prostego założenia: im cięższe zakażenie, tym gorsze konsekwencje. Otóż nie przy covid!
Problemy cztery miesiące po covidzie
Raport na ten temat ukazał się w Stanach Zjednoczonych. Może w Polsce też ktoś pokusi się o podobną analizę, ale na razie obserwacje Amerykanów muszą nam wystarczyć i nie znajduję powodów, dlaczego nie moglibyśmy ich traktować w sposób uniwersalny.
Poziom opieki medycznej w USA stoi na wyższym poziomie niż u nas, ale dostęp do niej w wielu regionach jest dużo gorszy, co wyrównuje w skali obu krajów możliwości udzielania pomocy pacjentom. Poza tym objawy długiego covidu w dużej mierze wynikają z czynników organicznych i biologicznych, a nie sposobu leczenia samej infekcji, które w Stanach i u nas mogły być rzeczywiście odmienne. Natomiast podejście Amerykanów oraz Polaków zarówno do szczepień, jak i respektowania restrykcji podczas pandemii były mniej więcej na tym samym poziomie.
Zaprezentowany dokument przygotowała organizacja non-profit FAIR Health, która koncentruje się na kosztach opieki zdrowotnej i kwestiach ubezpieczeniowych. Ale dzięki temu, śledząc losy pacjentów z rozpoznaniem covid-19 i leczonych z tego powodu, mogła przeanalizować historie ich wizyt u lekarzy albo fizjoterapeutów po zakończeniu (wyleczeniu?) z infekcji koronawirusowej.
Dzięki temu dowiadujemy się np. tego, że aż 76 proc. Amerykanów, u których zdiagnozowano długi covid, nie wymagało hospitalizacji podczas ostrego stanu. Infekcję przechodzili bowiem na tyle łagodnie, że mogli zostać w domu. Za to później, mniej więcej cztery miesiące po otrzymaniu negatywnych testów na obecność SARS-CoV-2, pojawiły się u nich kłopoty z oddychaniem, skrajne zmęczenie oraz problemy z funkcjami poznawczymi i pamięcią.
Wyleczony z koronawirusa? To dopiero początek
Innym uderzającym odkryciem było to, że prawie jedna trzecia ofiar covid, którą dotknęły powikłania zupełnie innej natury niż infekcja, wcześniej nie zgłaszała żadnych niepokojących objawów. Ci ludzie nie mieli problemów z sercem, ale po covid cierpią na zadyszkę, wchodząc na drugie piętro. Nie mieli cukrzycy, a teraz mają niebezpiecznie podniesiony poziom cukru. Wydajnie pracowali zawodowo – teraz cierpią na zaburzenia koncentracji lub bezsenność.
Zdaniem ekspertów, którzy zapoznali się z wynikami raportu, reperkusje długiego covidu nie ograniczają się jedynie do zwiększonych wydatków na rehabilitację lub leczenie wymienionych powikłań. Bo przecież wiele osób przechodzi na zwolnienia, co pociąga za sobą koszty zasiłków, niektórzy otrzymują status przewlekłej niepełnosprawności. Barwne porównanie, jakiego użyto do zilustrowania tej sytuacji: „To jak kamyk wrzucony do tafli jeziora, po którym fale rozchodzą się koncentrycznie coraz dalej i dalej”.
Wiadomo też, że na skutki długiego covidu bardziej narażone są kobiety niż mężczyźni, co naukowcy tłumaczą tym, że są one bardziej podatne na choroby autoimmunologiczne. Uogólnione zaburzenia lękowe występowały częściej u osób w wieku 23–35 lat niż w grupach starszych, podczas gdy z nadciśnieniem było odwrotnie. Przynajmniej miesiąc po zakażeniu covid niemal jedna czwarta pacjentów (23 proc.) poszukiwała pomocy medycznej w związku z jakimiś nowymi dolegliwościami. Problemy z mięśniami występowały 11 razy częściej u pacjentów z długim covid, zatorowość płucna – prawie trzy razy częściej, a niektóre rodzaje zaburzeń związanych z mózgiem (tzw. mgła mózgowa) – dwa razy częściej.
W Polsce powikłań po covidzie oficjalnie nie ma
Przenosząc wszystkie te obserwacje na polski grunt, ciarki przechodzą po plecach, jak u nas wzrośnie jeszcze dług zdrowotny w związku z powikłaniami długiego covidu. Zwłaszcza że politycy już zadecydowali – skoro pandemia odpuściła i liczba nowych zakażeń istotnie spadła, to można zapomnieć o rehabilitacji pacjentów z komplikacjami. Nie ma według nich potrzeby prowadzenia intensywnego nadzoru nad pacjentami, którzy po przechorowaniu zakażenia SARS-CoV-2 mogą rozwinąć najróżniejsze nowe dolegliwości.
A raport Amerykanów wyraźnie pokazuje, że spuścizną po pandemii – nawet jeśli kolejna fala latem lub jesienią nie będzie już tak wysoka jak poprzednie – pozostaje rzesza ludzi poszukujących pomocy zupełnie niezwiązanej z zakaźnictwem. Lekarze chorób zakaźnych potrzebni byli na pierwszej linii frontu, ale teraz wstępują na nią kardiolodzy, pulmonolodzy, neurolodzy, psychiatrzy.
Tym bardziej niezrozumiała jest decyzja o zakończeniu finansowania rehabilitacji pocovidowej z Funduszu Przeciwdziałania Covid-19, bo choć ostra faza się skończyła, będziemy jeszcze długo wyrównywali dług zdrowotny i tym pacjentom należy stworzyć warunki jak najszybszego powrotu do pełni zdrowia. W sytuacji gdy wracamy na utarte ścieżki do standardowych umów sprzed dwóch lat, doczekają się oni miejsca na rehabilitacji po pół roku (w najlepszym razie), a o holistycznym, multidyscyplinarnym podejściu do tej formy leczenia nie ma nawet co marzyć
Paweł Walewski
Od 1996 roku publicysta Działu Naukowego „Polityki”. Z wykształcenia lekarz, z zawodu od ponad 20 lat dziennikarz medyczny. Laureat wielu nagród, m.in. Grand Press, The Best Cancer Reporter Award oraz SDP. Za swoją działalność promującą edukację zdrowotną i społeczną otrzymał także tytuł Rzecznika Chorych na Raka, nagrodę Czerwonej Kokardki (przyznawaną przez środowiska osób żyjących z HIV/AIDS) oraz „Złote Pióro Farmacji”.