kultura.onet.pl
CZY NADĄŻYMY ZA TECHNOLOGIĄ? FRAGMENT KSIĄŻKI „SZYBKO, CORAZ SZYBCIEJ”
Pytanie, jak szybko sztuczna inteligencja przejmie kontrolę nad naszą cywilizacją, coraz częściej na poważnie zaprząta nam głowy. 6 września ukazuje się książka podejmująca ten temat. Zapraszamy do lektury fragmentu książki Azeema Azhara „Szybko, coraz szybciej. Jak postęp technologiczny zostawia nas w tyle i co możemy z tym zrobić”. Przekład z angielskiego: Agnieszka Sobolewska
FRAGMENT WSTĘPU: Transformacja społeczeństwa na początku XXI w. jest głównym tematem tej książki. Opisuję w niej, jak rozwój technologii przyspiesza. A także staram się wyjaśnić wpływ tego przyspieszenia na naszą politykę, gospodarkę i styl życia.. Nie jest to jednak książka pesymistyczna. Nie ma nic nieuchronnie szkodliwego w technologiach, które tu przedstawię. Najważniejsze dla nas elementy społeczeństwa – nasze firmy, kultury i prawa – powstały w odpowiedzi na zmiany wywołane przez wcześniejsze technologie. Jedną z charakterystycznych cech człowieka, tak istotną w naszej historii, jest zdolność adaptacji. Kiedy nadchodzi gwałtowna zmiana technologiczna, najpierw przynosi zamęt, następnie ludzie się do niej przystosowują, a wreszcie uczą się, jak prosperować w nowych warunkach.
Postanowiłem jednak napisać tę książkę, bo obecnie brakuje nam słownictwa, dzięki któremu moglibyśmy zrozumieć zachodzące zmiany. Kiedy oglądamy wiadomości albo czytamy blogi docierające do nas ze światowej stolicy technologii, Doliny Krzemowej, staje się jasne, że nasza debata publiczna na ten temat jest ograniczona. Nowa technologia zmienia świat, jednak wszędzie roi się od nieporozumień w kwestii tego, czym ona jest, dlaczego ma znaczenie i jak powinniśmy na nią reagować.
Moim zdaniem istnieją tu dwa główne problemy – z którymi mam nadzieję zmierzyć się w tej książce. Po pierwsze, panuje błędne wyobrażenie o relacji między ludźmi a technologią. Często zakładamy, że technologia jest w pewnym sensie niezależna od człowieka – że jest siłą, która sama wyłoniła się z niebytu, więc nie odzwierciedla uprzedzeń i struktury władzy ludzi, którzy ją stworzyli. W takim ujęciu sama technologia jest wolna od wartości – neutralna – a o tym, czy zostanie wykorzystana w dobrym, czy w złym celu, decydują jej konsumenci.
Ten pogląd jest szczególnie rozpowszechniony w Dolinie Krzemowej. W 2013 r. prezes Google’a Eric Schmidt napisał: „Najważniejsza prawda branży technologicznej – że technologia jest neutralna, ale ludzie nie – czasem ginie w całym tym zgiełku”6. Peter H. Diamandis, inżynier i lekarz – a także założyciel Singularity University, firmy oferującej kursy technologiczne – stwierdził, że chociaż komputer „jest oczywiście najwspanialszym narzędziem do doskonalenia samego siebie, jakie do tej pory powstało, nadal jest to tylko narzędzie i, jak wszystkie narzędzia, ma zasadniczo neutralny charakter”.
To wygodny pogląd dla tych, którzy tworzą technologię. Skoro jest ona neutralna, wynalazcy mogą się skoncentrować na opracowywaniu swoich gadżetów, bo gdy te zaczną przynosić jakieś niepokojące skutki, należy za to winić społeczeństwo, a nie wynalazców. Jeżeli jednak technologia nie jest neutralna – czyli jeśli ma zakodowaną jakąś formę ideologii czy systemu władzy – może to oznaczać, że jej twórcy muszą być ostrożniejsi. Społeczeństwo może wtedy zechcieć uważniej nadzorować technologów i ich dzieła, wprowadzając w tym celu regulacje, a to już może być dla wynalazców kłopot.
Na nieszczęście dla tych inżynierów takie spojrzenie na technologię to czysta fikcja. Technologie nie są po prostu neutralnymi narzędziami, z których korzystają (we właściwy lub niewłaściwy sposób) użytkownicy. Są to artefakty zbudowane przez ludzi. A ci ludzie obmyślają i projektują swoje wynalazki zgodnie z własnymi preferencjami. Tak jak niektóre teksty religijne mówią, że Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, tak narzędzia powstają na podobieństwo opracowujących je ludzi. A to oznacza, że nasze technologie często odtwarzają systemy władzy istniejące w społeczeństwie. Telefony komórkowe są projektowane tak, by pasowały raczej do męskich niż kobiecych dłoni. Wiele leków okazuje się mniej skutecznych w terapii osób czarnoskórych lub pochodzenia azjatyckiego, bo przemysł farmaceutyczny często opracowuje je z myślą o białych klientach. Tworząc technologię, możemy utrwalać te systemy władzy – kodując je w infrastrukturze, która jest bardziej nieprzenikniona niż człowiek i trudniej ją pociągnąć do odpowiedzialności.
Dlatego nie analizuję technologii jako abstrakcyjnej siły, odrębnej od reszty społeczeństwa. Traktuję ją jako coś stworzonego przez ludzi i odzwierciedlającego ludzkie pragnienia, nawet jeśli może ona także przekształcić nasze społeczeństwo w radykalny, niespodziewany sposób. To książka w równej mierze o oddziaływaniach między technologią a naszymi formami organizacji społecznej, politycznej i ekonomicznej, co o samej technologii.
Drugi problem dotyczący tego, jak rozmawiamy na ten temat, jest jeszcze poważniejszy. Wiele osób spoza świata technologii nawet nie stara się jej zrozumieć ani wykształcić właściwej reakcji na jej rozwój. Politycy często demonstrują zasadniczą ignorancję o najbardziej podstawowym działaniu mainstreamowych technologii8. Są jak ludzie usiłujący zatankować samochód, napełniając bagażnik sianem. W umowie brexitowej o handlu między Wielką Brytanią a Unią Europejską, przyjętej w grudniu 2020 roku, Netscape Communicator opisano jako „nowoczesny pakiet oprogramowania poczty elektronicznej”. Netscape nie istnieje od 1997 roku.
Co prawda zrozumienie nowej technologii rzeczywiście jest trudne – wymaga wiedzy o wielu różnych innowacjach. A także zrozumienia istniejących w społeczeństwie reguł, norm, instytucji i konwenansów. Innymi słowy, skuteczna analiza technologii wiąże się z przerzuceniem mostu między dwoma światami. Przywodzi to na myśl słynny wykład brytyjskiego naukowca i powieściopisarza C.P. Snowa z 1959 roku. Snow obawiał się, że w życiu intelektualnym następuje rozłam, podział na humanistykę i nauki ścisłe, zwłaszcza w kontekście brytyjskiej debaty publicznej. Te „dwie kultury” nie miały punktów stycznych, a osoby obeznane z jedną z nich rzadko odnajdywały się w drugiej – istniała tu „przepaść wzajemnego braku zrozumienia”, do której powstania doprowadziła „zapatrzona wstecz inteligencja” złożona z absolwentów Oksfordu i Cambridge, humanistów spoglądających z góry na postęp naukowo-techniczny. Zdaniem Snowa miało to przynieść katastrofalne skutki: „Gdy powstaje rozdźwięk między tymi dwoma sensami, żadne społeczeństwo nie może myśleć rozumnie”.
Dziś rozziew między dwiema kulturami jest szerszy niż kiedykolwiek przedtem. Tyle że najgłębsza przepaść dzieli technologów – inżynierów oprogramowania, projektantów produktów i dyrektorów z Doliny Krzemowej – od reszty społeczeństwa. Kultura technologii cały czas się rozwija w nowych, niebezpiecznych i nieprzewidzianych kierunkach. Ta druga zaś – świat humanistyki i nauk społecznych, zamieszkany przez większość komentatorów i decydentów politycznych – nie może nadążyć za tym, co się dzieje. Przy braku dialogu między tymi dwiema kulturami naszym czołowym myślicielom po obu stronach trudno będzie zaproponować właściwe rozwiązania.
Rozdział 6: ŚWIAT JEST SZPICZASTY
Angelo Yu miał problem. Zbliżał się koniec 2019 roku, a amerykański prezydent Donald Trump przez poprzednie dwa lata pisał na Twitterze coraz bardziej buńczuczne komentarze potępiające chiński rząd. Jednocześnie Biały Dom stopniowo podnosił cła na import z Chin do Stanów Zjednoczonych. Nie wróżyło to dobrze start-upowi Yu, Pix Moving. Firma z siedzibą w Guiyangu, mieście położonym tysiąc kilometrów na północny zachód od Shenzhen, produkuje podwozia do samochodów autonomicznych nowej klasy. Podwyżka ceł sprawiła, że wszystko podrożało.
Inny przedsiębiorca uznałby, że musi podnieść ceny dla swoich pierwszych klientów. Nie Yu. Miał inne rozwiązanie: Pix Moving stosuje wyłącznie najnowocześniejsze metody produkcji – techniki „zdematerializowane”. Zamiast eksportować samochody, firma „eksportuje technikę potrzebną do produkcji samochodów”1, jak tłumaczył Yu. Nie ładuje pojazdów na kontenerowce, by przetransportować je do miejsca przeznaczenia, tylko przesyła schematy projektowe kolegom w Stanach Zjednoczonych, którzy za pomocą addytywnych technik produkcji drukują w 3D komponenty na miejscu. Z tych komponentów można zmontować gotowy produkt. Metoda Yu pozwalała obejść celników (i cła). Dzięki technikom addytywnym, czyli drukowi 3D, Yu może wytwarzać swoje produkty tam, gdzie są jego klienci, pal sześć konflikty handlowe.
Przykład Pix Moving pokazuje, jak będzie zmieniać się przemysł wytwórczy, kiedy wejdziemy głębiej w epokę wykładniczą i tym samym przewartościujemy nasze założenia co do globalizacji. Z jednej strony historia Yu obrazuje działanie wysoko zglobalizowanej gospodarki: samochód można bardzo łatwo zaprojektować w Guiyangu i zmontować w Kalifornii. Z drugiej jednak ten przykład odzwierciedla inwersję globalizacji: powrót do lokalności. Od kilkudziesięciu lat łańcuchy dostaw się wydłużały, a procesy produkcji stawały się bardziej międzynarodowe. Poszczególne części samochodu mogły powstawać w kilkunastu różnych krajach, a montowano je w całość w jeszcze innym. W przyszłości jednak produkcja może odbywać się w pobliżu konsumenta. Dzięki cudom druku 3D komponenty można wytwarzać lokalnie; projekt pochodzi z dowolnego miejsca, a gotowy produkt powstanie w miejscowym warsztacie, skąd trafi do mieszkającego nieopodal klienta.
Nie tak miało być. Główny wywód Thomasa L. Friedmana, autora bestsellerowej książki Świat jest płaski. Krótka historia XXI wieku (2006), sprowadzał się do stwierdzenia, że świat wkracza w trzecią fazę globalizacji. Pierwsza, którą zapoczątkowała europejska eksploracja obu Ameryk, jest najczęściej kojarzona z kolonializmem oraz globalizacją handlu między krajami. W drugiej fazie, rozpoczętej w XIX wieku, nacisk przesunął się na działania ponadnarodowych korporacji – z kulminacją w postaci monolitycznych firm przemysłowych ery powojennej. W trzeciej fazie według Friedmana globalizacja miała osiągnąć nowy poziom – z jeszcze intensywniejszymi międzynarodowymi przepływami towarów, pracowników i informacji. Friedman wskazuje dziesięć „sił spłaszczających” – od oprogramowania do zarządzania pracą i outsourcingu po rozwój i ekspansję zaawansowanych łańcuchów dostaw – z których każda przyczyni się do większego zglobalizowania świata.
Friedman był jednym z wielkich proroków globalizacji, ale nie pierwszym. W ostatnim trzydziestoleciu XX wieku istniał szereg instytucji międzynarodowych podtrzymujących globalizujący się porządek gospodarczy: Światowa Organizacja Handlu (WTO) i Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD); Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) i Bank Światowy. Instytucje wielostronne, między innymi Unia Europejska, też pomagała w spłaszczaniu świata – tworząc wielonarodowe systemy polityczne oparte na wolnym handlu międzynarodowym. Sektor prywatny miał własną infrastrukturę globalizacji. Elity polityczne i biznesowe zbierały się co roku na Światowym Forum Ekonomicznym (WEF) w Davos, by znaleźć wspólną platformę w tym coraz bardziej płaskim świecie.
Globalizacja miała rewolucyjną moc. W 1970 roku handel stanowił około jednej czwartej światowego PKB. W 2019 roku – już 60 procent znacznie większego globalnego PKB. Przyniosło to wiele korzyści. Wraz z rozwojem handlu międzynarodowego inne formy światowej wymiany stawały się prostsze i bardziej atrakcyjne od wakacji w obcych krajach po studia za granicą. Globalizacja zbiegła się przecież z ogromnym wzrostem zamożności na całym świecie, w wyniku ekspansji rynków i zbierania przez kraje owoców bardziej otwartego handlu. Według jej orędowników globalizacja przyczyniła się do podniesienia poziomu życia i zmniejszenia ubóstwa we wszystkich zakątkach planety2. Jak przekonywałem w rozdziale drugim, dzięki rosnącej globalizacji powstały bardzo duże rynki, które pomogły przyspieszyć rozwój technologii wykładniczych – oraz korzystających z nich nowych firm.
Jednak po globalnym kryzysie finansowym z lat 2007– –2009 globalizacja zaczęła tracić blask. Wcześniej rosła wraz z finansjalizacją gospodarek krajowych i gospodarki światowej – kiedy handel się rozwijał, większego znaczenia nabierało pożyczanie pieniędzy, często za pomocą coraz bardziej złożonych instrumentów finansowych. Kryzys uderzył nie tylko w inwestorów, skutki rozlały się na „realną” gospodarkę. W bogatszych krajach wiele osób czuło, że globalizacja doprowadziła do przenoszenia pracy fizycznej w przemyśle do gospodarek wschodzących krajów rozwijających się. Po 2010 roku w wielu państwach postępował zwrot w kierunku nacjonalizmu: brexit w Wielkiej Brytanii i wybór Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych. Chociaż globalizacja pozostaje potężną siłą w światowej gospodarce, staje się też coraz bardziej niemodna.
Większość czytelników dobrze zna tę historię. Wiele napisano o tym, jak globalizacja straciła swój urok. Zwykle wskazuje się w tych tekstach na rosnące nierówności w dochodach, obawy związane z imigracją oraz deindustrializację w krajach rozwiniętych – wszystkie te czynniki prowadziły do odwracania się od zakładanych korzyści z płaskiego świata. Mniej dokładnie jednak analizowano to, w jaki sposób technologie wykładnicze zarówno tworzą logikę przemawiającą za stawianiem kolejnych granic, jak i dostarczają narzędzi do ich budowy.
Często zakładamy, że im bardziej zaawansowane technologicznie staje się społeczeństwo, tym bardziej będzie globalne, otwarte na świat. Do niedawna często rzeczywiście tak było. Jednak te czasy minęły. Wiele technologii wykładniczych prowadzi do powrotu do lokalności. Sprzyja raczej temu, co bliskie niż temu, co dalekie. Nie chodzi tylko o drukarki 3D, wykorzystywane przez takich przedsiębiorców jak Angelo Yu. Technologie wykładnicze ułatwiają też lokalną produkcję energii i żywności, w sposób, który jeszcze niedawno byłby niesłychanie drogi. Nowe technologie i zbudowane w oparciu o nie firmy często potrzebują być blisko dużej liczby ludzi wchodzących we wzajemne relacje – a to mogą zaoferować tylko miasta.
W kolejnych latach XXI wieku ten potencjał technologii napędzający zwrot ku lokalności będzie tylko przybierał na sile. Pandemia koronawirusa, która wybuchła w 2020 roku, pokazała, jak kruche mogą być globalne łańcuchy dostaw. W 2020 roku był to wirus, ale w przyszłości podobną rolę może odegrać wojna czy ekstremalne zjawiska pogodowe, spotęgowane przez antropogeniczne zmiany klimatu. W rezultacie wkraczamy w erę, w której znów geografia ma znaczenie, a działalność gospodarcza będzie nabierać coraz bardziej lokalnego charakteru.
Jest w tym pewna ironia. Paradygmat ekonomiczny, który przyniósł nam epokę wykładniczą – globalizacja – umożliwił powstanie technologii prowadzących do powrotu do lokalności. Jednak nasze systemy polityczno-gospodarcze nie zostały zaprojektowane z myślą o radzeniu sobie z tą nową erą lokalizmu. Jak to często bywa, pojawiają się tu luki i rozdźwięk. Między polityką ekonomiczną zalecaną przez nasze instytucje polityczne a rzeczywistym działaniem coraz bardziej zdeglobalizowanej gospodarki. Między krajami, które potrafią przystosować się do nowej epoki insularności, a tymi, które nie potrafią. Oraz między trzeszczącym w szwach państwem narodowym a wzmacniającymi swoją pozycję miastami, których wpływ jeszcze bardziej potęguje nowa technologia. Świat nie jest płaski. Jest bardzo, bardzo szpiczasty.
————————————–
Azeem Azhar – brytyjski analityk, publicysta, influencer i przedsiębiorca od lat inwestujący w start-upy w sektorze sztucznej inteligencji. Twórca platformy Exponential View zajmującej się społecznymi i politycznymi konsekwencjami wykładniczego rozwoju nowych technologii. Regularnie zabiera głos w radiu i telewizji, w tym w BBC i CNN, pisze felietony do „The Financial Times”, występuje z wykładami w London Business School, na Harvardzie i wielu innych uczelniach oraz na platformach zajmujących się technologiami XXI wieku na całym świecie. Mieszka z żoną i trójką dzieci w Londynie.