przekrój.pl
Berenika Steinberg
CZULE TULĘ
Gdy wcześniaki są przytulane, szybciej rosną, zdrowieją i nabierają sił. Ale serdecznych objęć potrzebują wszyscy, bez względu na wiek.
„Ktoś wie, gdzie w Krakowie salon przytulania? Pora obniżyć sobie poziom kortyzolu” – przeczytałam ostatnio na forum dla nerwicowców. Czy możliwe, że coś, co kojarzy się z miłością i przyjaźnią, zmieni się niebawem – jak większość rzeczy w dzisiejszym świecie – w towar przynoszący konkretne korzyści? Mam nadzieję, że nie, choć rzeczywiście trudno podważyć znaczenie przytulania. Wiemy już na pewno, że stymuluje ono uwalnianie oksytocyny, która odgrywa ogromną rolę w budowaniu i utrzymywaniu więzi, a także redukuje poziom kortyzolu (punkt dla użytkownika forum dla nerwicowców!), dzięki czemu m.in. zmniejsza stres i lęki, obniża ciśnienie krwi, dobrze wpływa na sen oraz chroni nas przed infekcjami.
Naukowcy odkryli nawet oddzielne receptory czuciowe odpowiedzialne wyłącznie za przewodzenie tego szczególnego rodzaju dotyku. „Czucie dzielimy na dwa rodzaje: głębokie, które jest odpowiedzialne za ułożenie ciała, równowagę i koordynację, oraz powierzchowne, czyli odczuwanie dotyku, bólu i temperatury. To drugie również dzielimy na dwa rodzaje. Pierwszym jest dotyk precyzyjny, który pozwala zorientować się nam w świecie. Dzięki niemu dowiadujemy się, jakiej wielkości jest przedmiot i jaka jest jego faktura; mózg otrzymuje też informację, jaka część naszego ciała jest dotykana. Za jego przewodzenie odpowiadają szybkie, grube włókna nerwowe z osłonką mielinową, prowadzące przez rdzeń kręgowy i wzgórze do kory somatosensorycznej w płacie ciemieniowym w mózgu. Ale okazuje się, że mamy jeszcze jeden, zupełnie inny rodzaj dotyku powierzchownego, jakim jest dotyk drugiej osoby” – wyjaśnia Nina Kożuch, neurolożka z warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii.
Chwytam znienacka moją rozmówczynię za rękę: „Czy to właśnie coś takiego?”. „To był akurat dotyk informacyjny – odpowiada. – Ten drugi, o którym mówię, jest czuły, wspierający, o określonej sile nacisku i dynamice, taki jak przytulenie, uścisk czy dotyk stosowany w ramach pocieszenia, choćby głaskanie czy gładzenie. Wtedy oprócz grubych włókien mielinowych uruchamiają się cieniutkie włókienka bez otoczki mielinowej. Ich zakończenia stanowią receptory CT znajdujące się tylko w skórze owłosionej, czyli tej poza wnętrzem dłoni i podeszwami stóp. Włókienka nerwowe wstępują do rdzenia kręgowego i przenoszą informację o dotyku poprzez tylną część wyspy do kory oczodołowej, która jest związana z układem limbicznym odpowiedzialnym za emocje. W tym momencie te wszystkie struktury w mózgu uaktywniają się, powodując uczucie zadowolenia, przyjemności i spełnienia”.
Mózg się uczy
Nie mogę przestać o tym myśleć. Przecież zadowolenie i przyjemność odczuwam również podczas zwykłego masażu, a nawet masażu stóp, na których nie mam włosów, a więc siłą rzeczy także receptorów CT. Okazuje się, że naukowców też to zastanowiło. Podejrzewają, że przyjemność, jaką daje przytulenie, jest wrodzona, niewyuczona. A że nasz mózg tę samą przyjemność potrafi czerpać przy aktywacji jedynie grubych włókien mielinowych? Po prostu się tego nauczył. „Jeśli przytulenie, które odbieramy za pomocą receptorów CT, a także dotyk innego rodzaju, np. wspomniany masaż, trwa dłużej, mówimy o wyłączeniu kory somatosensorycznej. W ten sposób przestajemy analizować i zbierać informacje o dotyku. Nie zapominajmy bowiem o tym, że jednak jesteśmy zwierzętami: czuwamy i zbieramy te informacje po to, żeby chronić integralność swojego organizmu. Tymczasem, w uproszczeniu, przytulenie wyłącza mechanizmy stresowe, ma zupełnie inny cel: budowanie relacji społecznych. I dlatego jest powiązane z odczuciem przyjemności – żeby promować tego typu zachowania u ludzi” – dodaje Nina Kożuch.
Coś w tym jest, rozpoznaję owo odczucie przyjemności i stan, jaki potrafi dać przytulenie. Na moment czas staje w miejscu, a kołowrotek wewnętrznych myśli zatrzymuje się – jakby w tej chwili na świecie nie istniał nikt poza mną i tą drugą osobą.
„Przytulanie to bardzo ewolucyjny mechanizm. Więź, która może się dzięki niemu tworzyć, jest po to, żebyśmy mogli przetrwać jako gatunek – wyjaśnia Anna Król-Kuczkowska, psycholożka, psychoterapeutka i superwizorka kierująca Pracownią Psychoterapii Humani w Poznaniu. – Współcześni neurobadacze mówią, że jest to tzw. dotyk socjoafektywny. Afektywny, a więc zawierający jakiś komponent uczuciowy, lecz niekoniecznie miłosny, gdyż przytulać można ludzi o bardzo różnym stopniu koligacji czy bliskości z nami. Dotyk tego typu ma w sobie coś z posuwistego ruchu, np. takiego, jakim głaszcze się kota. Choć może obejmować poklepywanie, ruchy te kojarzą się z delikatnością i czułością, nie zaś z czymś gwałtownym, zaskakującym ani też czymś, co moglibyśmy odebrać jako opresyjne czy przekraczające granice. Ale najciekawsza część tej nazwy to: socjo-. Otóż nasze mózgi są organami społecznymi. Oczywiście każdy z nas ma własny, odrębny mózg, jednak podczas rozmowy – nawet takiej jak u nas, za pośrednictwem komputera – pojawia się socjostaza, czyli wpływanie na siebie. Gdybym np. zrobiła teraz srogą minę i zaczęła panią pouczać, to bez względu na to, co pani myśli o swojej niezależności czy dojrzałości, rozregulowałabym panią. Wszyscy na siebie wpływamy. I możemy się wzajemnie rozregulowywać, do czego dochodzi chociażby podczas kontaktu z trudną dla nas osobą”.
Na szczęście okazuje się, że potrafimy się również nawzajem stabilizować i koić. „Właśnie tak działa dotyk socjoafektywny: jest naładowany emocjonalnie, bezpieczny i reguluje uczucia. Jeżeli jeden człowiek przytula drugiego, to osoba przytulana uspokaja się. Można zaobserwować to także w rozwoju małych dzieci – zresztą bez kontaktu cielesnego z opiekunem w ogóle by do niego nie doszło. Dzięki temu buduje się poczucie self – to tak, jakby z pierwotnego chaosu wyłaniała się istota ludzka. Poczucie self, czyli inaczej świadomość ja, pozwala nam, mówiąc w dużym uproszczeniu, mieć wrażenie, że ja to ja, a więc że istnieję. Zagadnienie to badają nie tylko neuronaukowcy. Do czego, według filozofów, potrzebny jest nam dotyk? Do tego, aby poczuć, że coś jest prawdziwe, jest rzeczywistością. Dziecko nieprzytulane ma duży kłopot z wewnętrzną wiedzą, że »to jestem ja, czuję, co czuję, takie są moje granice«. To bardzo szerokie pojęcie, które dotyczy też umiejętności regulowania własnych emocji. Poprzez proces kojenia, przytulania dziecka rodzic »instaluje« w nim tę funkcję. I większość dorosłych potrafi już sama siebie koić, a jeśli nie dadzą rady sami, to mogą skorzystać z pomocy innych osób. Duży deficyt tej zdolności jest charakterystyczny dla każdej głębszej psychopatologii czy zaburzenia psychicznego” – wyjaśnia Król-Kuczkowska.
Blisko siebie
Przypomina mi się popularne zdanie rzucane na widok rodzica tulącego swoje dziecko: „Korzystaj, póki możesz, bo ani się obejrzysz, jak podrośnie i nie będzie chciało się do ciebie przyznać”. Choć brzmi trochę jak truizm, to może ta rada wcale nie jest pozbawiona sensu? Jakiś czas temu koleżanka opowiadała mi o swojej nastoletniej córce, która odmówiła przytulania na powitanie, zwłaszcza przy znajomych z klasy. Śmiałyśmy się z tego, ale teraz, kiedy już wiem, ile dobrego daje przytulanie, mina mi rzednie. „Serdeczny kontakt bywa realizowany na milion różnych sposobów. Wzrokiem czy słowem też można »przytulić« – uspokaja mnie psycholożka. – Może to zresztą okazać się bardzo pomocne w kontaktach z narowistymi nastolatkami. Podczas dojrzewania młodzi ludzie separują się od rodziców na rozmaite sposoby. Jedni robią sobie fryzurę, która przyprawia rodziców o stan przedzawałowy, drudzy eksperymentują z używkami, inni wchodzą w relacje, których rodzic w życiu by nie zaakceptował. Budowanie takiej autonomii często wiąże się z nabywaniem większego dystansu w stosunku do rodziców. Dzieci przesuwają swoje zaangażowanie w kierunku grupy rówieśniczej. To jest ich stado, ich plemię i cierpią, kiedy go nie ma albo jeśli nie umieją się w nim odnaleźć”.
Rzeczywiście, gdy ostatnio oglądałam stare zdjęcia i filmy wideo z czasów liceum, uderzyło mnie, w jak bliskim kontakcie fizycznym byłam ze swoimi koleżankami i kolegami. Prawie na każdym zdjęciu kogoś obejmuję; na filmach widać, jak klepiemy się po plecach, głaszczemy po głowach albo siadamy sobie na kolanach. Jestem więc spokojna o córkę koleżanki. Podejrzewam, że w podobny sposób obniża sobie poziom kortyzolu – podczas godzin szkolnych, a nie tych spędzonych z rodzicami.
Dlaczego jednak ja wyrosłam z tego typu zachowań i dziś nie jestem już tak wylewna, nawet w stosunku do przyjaciół? Czyżby fizycznej komunikacji z bliskimi sprzyjała młodość? Wydaje się to potwierdzać badanie z 2018 r. przeprowadzone pod kierownictwem dr Agnieszki Sorokowskiej, prof. Uniwersytetu Wrocławskiego w Instytucie Psychologii. Jego celem było sprawdzenie wpływu czynników środowiskowych oraz indywidualnych na zachowania dotykowe, w tym również afektywne, takie jak przytulenie, objęcie, głaskanie i pocałunek. „Naszą główną motywacją było przeprowadzenie empirycznej weryfikacji tego, czy faktycznie jest tak, że w niektórych kulturach dotyk jest bardziej popularny, akceptowalny, a w innych mniej – tłumaczy mi dr Sorokowska. – Panuje na przykład powszechne przekonanie, że kraje cieplejsze mają kulturę bardziej kontaktową. Tymczasem w świecie naukowym nie powinno się używać tego typu obiegowych twierdzeń jako pewnych, tylko należy je sprawdzić metodą naukową”.
Jej badanie śmiało można nazwać przełomowym, biorąc pod uwagę także jego skalę. Zespół dr Sorokowskiej metodą kuli śnieżnej nawiązał współpracę z uniwersytetami na całym świecie – udało się zebrać próbę 14 tys. osób z 45 krajów. W eksperymencie wzięli udział nie tylko studenci, połowę badanych stanowili też lokalni mieszkańcy w wieku od 15 do 75 lat. Co się okazało? Otóż wśród czynników, które wpływają na występowanie zachowań afektywnych w bliskich relacjach, znajdują się konserwatyzm społeczny oraz powszechność religii w danym kraju. Natomiast jeśli chodzi o czynniki indywidualne, to dotyk afektywny pojawia się najczęściej wśród ludzi młodych, płci żeńskiej, którzy nie mają konserwatywnych poglądów i lubią bliskość interpersonalną. Może to nie brzmi zbyt zaskakująco, ale przecież celem badania było właśnie naukowe sprawdzenie powszechnych przekonań.
Dotyk i emocje
Dobroczynnej czynności, jaką jest przytulanie, przyjemnie się oddać, ale warto również się nad nią zastanowić i o niej porozmawiać. Choć receptory CT już opisano, jestem pewna, że to nie koniec nowych teorii oraz ekscytujących odkryć.
„Wszyscy słyszeliśmy o oksytocynie, czyli tzw. hormonie szczęścia, który jest uwalniany podczas kontaktu fizycznego: seksu, karmienia piersią i przytulania właśnie. Do pierwszych wyrzutów oksytocyny dochodzi w niemowlęctwie, kiedy znajdujemy się w fizycznej bliskości z bezpiecznym opiekunem – mówi Anna Król-Kuczkowska. – W 2019 r., podczas międzynarodowej konferencji na University College London, izraelska naukowczyni Ruth Feldman przedstawiła wyniki swoich najnowszych badań. Odkryła, że oksytocyna ma nie tylko działanie więziotwórcze, lecz także regulujące afekt. Z jednej strony trochę intensyfikuje emocje i potęguje miłość, z drugiej zaś w jakiś przedziwny sposób je reguluje, ciut spłaszczając. Feldman opisała, że u osób z zaburzeniami osobowości, które doznały wczesnodziecięcych traum – były wykorzystywane, bite albo zaniedbywane – oksytocyna działa zupełnie inaczej. Rozdyma afekt wręcz do poziomu szaleństwa, co można zobaczyć np. w filmie Fatalne zauroczenie z Glenn Close. Jedna noc i bohaterka tak się zhiperaktywowała, że właściwie straciła kontakt z rzeczywistością. Takie osoby nie metabolizują dobrego efektu oksytocyny, rozpadają się. Choć Feldman zbadała to zjawisko, nie wiemy jeszcze dokładnie, jaka jest jego przyczyna – możemy więc jedynie stawiać hipotezy. Moja jest taka: u dzieci, które były za mało przytulane w bezpieczny sposób, nie wydziela się wystarczająca ilość oksytocyny i potem, w dorosłym życiu, mają na nią reakcję paraalergiczną. To tak, jakby ktoś nigdy w życiu nie próbował orzechów, aż w końcu zjadłby ich pełną garść – jego organizm mógłby zareagować alergią. Pokazuje to, jak ważny dla nas jest kontakt ciało do ciała. I jak bardzo cielesnymi, fizycznymi istotami jesteśmy. Tu akurat Kartezjusz się mylił, mówiąc o rozłączności ciała i umysłu”.
O tym, jak bardzo nasza świadomość przenika się z tym, co fizyczne, opowiada też Nina Kożuch: „Tym, co mnie najbardziej fascynuje, jest motywacja osoby, która przychodzi do nas, żeby nas przytulić. Ponieważ wiadomo, że robi to ze względów emocjonalnych, uruchamiają się u niej struktury limbiczne. Również u nas, osób przytulanych – czyli odbiorców tych emocji – wszystkie drogi, począwszy od receptorów CT, prowadzą do włączenia układu limbicznego. Wychodzi więc na to, że uczucia są przekazywane na realnym, fizjologicznym, neuroanatomicznym poziomie. Oczywiście jest to trochę bardziej skomplikowane: odbieramy je nie tylko przez dotyk, lecz także patrzymy tej osobie w oczy, rozmawiamy z nią, czujemy jej zapach. Ale najważniejsze, że to, co kieruje osobą, która nas przytula, jest odwzorowywane przez nasz mózg. Przytulanie jest więc sposobem przekazania uczuć, tak po prostu”.
Osoby, które nie mają od kogo przyjąć emocji albo komu ich przekazać, na szczęście też mogą – jeśli oczywiście tego potrzebują – odczuwać przyjemność, jaką daje przytulanie. Naukowcy dowiedli, że głaskanie psa działa podobnie: uwalnia oksytocynę i obniża poziom kortyzolu. Również u osoby głaszczącej.